Relacja z Tobą była lekka, harmonijna, naturalna, wszystko działo się się samo. Żadne z nas nie musiało wkładać w to żadnego wysiłku. To było jak powiew wiatru, jak wdech i wydech, lekkość, która mija z chwili na chwilę. I nagle się to wszystko skończyło, nawet nie umiem powiedzieć dokładnie, w którym momencie. Po prostu któregoś dnia zauważyłam, że dostaję od Ciebie mniej uwagi, jesteś jakby bardziej w sobie. Nie rozumiałam, przecież było nam tak dobrze w tej wymianie, w tej relacji. Zaczęłam też zauważać, że nie czuję już do Ciebie tego, co na początku. Stawałeś się coraz bardziej odrażający, stawałeś się kupą martwej rozkładającej się zgniłej tkanki. Taki na pół żywy, a na pół trup. Już nie chciałam być blisko Ciebie, czułam, że nie chcę tu być z Tobą, z tym czymś, co przypomina Ciebie, ale nie jest już Tobą. Czułam jak Twoja zgnilizna wnika we mnie. Czułam się ambiwalentnie, z jednej strony chciałam Cię zabrać ze sobą, a z drugiej strony budziłeś we mnie wstręt. Kochałam Cię i brzydziłam się Ciebie jednocześnie.
Czułam wielkie niezrozumienie tego, co się z Tobą stało, dlaczego nie może być tak, jak dawniej. Gdzie jesteś?- to pytanie ugrzązło mi w gardle i już zostało tam na długie lata…
Permanentne i ciągle nawracające poczucie utknięcia, ugrzęźnięcia gdzieś, wielkiego zastoju. Nieadekwatne poczucie ciągłej samotności, poczucie skazania na samotność, ciągłe szukanie czegoś, poczucie, że moje życie toczy się gdzieś obok, że ja w nim nie uczestniczę. Poczucie pustki, której nie da się niczym zapełnić. Permanentne poczucie winy, poczucie niezasługiwania na to, co dobre. Ciągłe problemy w relacjach partnerskich i innych, problemy z określeniem własnej tożsamości, problemy z osiągnięciem satysfakcji z życia, niemożność zebrania się do tzw. kupy, poczucie, jakby się nieustannie ciągnęło za sobą ciężki wór ziemniaków, wszystko jest ciężko, cokolwiek trzeba zrobić, jest ciężko. Nieustanny autosabotaż niemal w każdej dziedzinie życia. Permanentne uczucie wyczerpania…
To wszystko, o czym piszę powyżej ma oczywiście różne podłoże, jednak jeśli przeszłaś/przeszedłeś już wszystkie możliwe terapie, a wymienione wyżej uczucia ciągle wracają, warto podejść do tematu od innej strony.
To tylko niektóre objawy tzw. ruchu do śmierci, diagnozowanego według ustawień systemowych. Ruch do śmierci oznacza, że osoba wybiera śmierć zamiast życia z powodu nieuświadomionej tęsknoty za bliskim zmarłym. Osoba wyrzeka się życia, czyli inaczej mówiąc, rozwoju, w imię niedokończonej żałoby za kimś bliskim.
Ruch do śmierci za utraconym bliźniakiem w łonie matki jest zjawiskiem szczególnym. Bo o ile uświadomienie sobie faktu, że nosimy niedokończoną żałobę po jakimś dalszym członku rodziny, jest to stosunkowo łatwe do przetransformowania, to ruch do śmierci za utraconym bliźniakiem może dawać o sobie znaki bardzo długo, nawet już po licznych ustawieniach, po wyrażeniu emocji z tym związanych, po podjęciu wszelkich prób poradzenia sobie z tym tematem.
Temat utraconego bliźniaka w łonie matki dla współczesnej polskiej psychologii akademickiej wciąż jeszcze brzmi tajemniczo. Bardziej się to kojarzy z ezoteryką niż z psychologią. Tymczasem coraz więcej osób odnajduje przyczynę swych problemów właśnie w doświadczeniu, jakim jest utrata bliźniaka w łonie matki. Badania naukowe pokazują, że ok. 10% ciąż to ciąże bliźniacze. Jedno z dzieci umiera w ciągu pierwszych tygodni ciąży i trudno to nawet wykazać w badaniach. Konsekwencje dla dziecka, które przeżyło są często bardzo rozległe. Więź między bliźniakami jest dużo silniejsza niż między dzieckiem a matką, a wszyscy wiemy, jak silne jest połączenie dziecka i matki.
Dla przeciętnego człowieka może się to wydawać nieprawdopodobne, żeby doświadczenia z życia prenatalnego mogły tak mocno wpłynąć na życie człowieka. Wszystko się jednak zmienia, zmienia się przede wszystkim nasza zbiorowa świadomość na temat tego, kim jesteśmy. Jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku sądzono, że noworodki nie czują i w związku z tym przeprowadzano na takich małych dzieciach operacje bez nieczulenia. Dziś jest to nie do pomyślenia. Wierzę, że za kilka czy kilkanaście lat będzie to oczywiste, że doświadczamy i czujemy dużo wcześniej zanim pojawimy się na świecie jako odrębne istoty ludzkie. Jesteśmy czymś znacznie więcej niż potrafi to wykazać nauka. To nie nauka tworzy rzeczywistość, rzeczywistość już jest, ona zawsze była niezależnie od istnienia nauki. Nauka jest wtórna do rzeczywistości, a nie odwrotnie.
Jak sobie poradzić z tematem utraconego bliźniaka w łonie matki, jak poradzić sobie z uczuciem samotności, z poczuciem utknięcia, z poczuciem winy, autosabotażem, jak zapełnić pustkę, której się nie da zapełnić?
Temat trudny, temat ważny, dotyczący około 8% ludzkości (ok. 2% wszystkich ciąż kończący się szczęśliwym zakończeniem i na świecie pojawia się więcej dzieci niż jedno). Jednak nie o liczby i statystyki tutaj chodzi, tylko o człowieka, który przeżywa swą własną tragedię, której nikt nie rozumie. Chodzi o żywego człowieka, który nieświadomie wybiera śmierć. I robi to nie dlatego, że jest chory psychicznie, nie dlatego, że ma depresję, ma depresję, bo w swej podświadomości przeżywa stratę, której jego świadomość nie potrafi wyjaśnić.
Żyjemy jednak w pięknych czasach, w czasach pięknej duchowej przemiany zbiorowej świadomości ludzkości. Psychologia Nowej Ziemi niesie światło nowej i pięknej wiedzy o tym, kim naprawdę jesteśmy. Psychologia Nowej Ziemi to Dobra Nowina, która niesie nadzieję też dla osób z tematem utraconego bliźniaka w łonie matki, nadzieję, że może jednak tę pustkę da się wypełnić.
Czym? Nie znajdziesz odpowiedzi na to pytanie w metodach starego świata. Ustawienia systemowe, pomimo, że zauważają w ogóle ten problem, również niosą tylko tymczasowe rozwiązania, na chwilę poczujesz się dobrze. A zatem czym zapełnić tę pustkę? Odpowiedź na to pytanie zna tylko Miłość.